This text is replaced by the Flash movie.

Relacja z wyjazdu na Madagaskar 2013.

17-04-2014

Malgaskie klimaty
 
 
Dlaczego Madagaskar? Bo daleko, bo mało odwiedzany, bo chcieliśmy go kupić, bo jak napisał Arkady Fiedler – członek rządowej Komisji Studiów, której celem była w 1937 roku ocena możliwości uzyskania Madagaskaru jako polskiego terytorium zamorskiego, drogą cesji od Republiki Francuskiej – „jest jak magiczne hasło, jak niezwalczona pokusa, jak wyzwanie do szaleństw”.
Przysłowiowa klamka zapadła, spakowałem swój worek podróżny i ruszyłem na spotkanie 
z „czerwoną” wyspą, czerwoną z uwagi na gleby i skały powierzchniowe, szczególnie w centralnej i wschodniej części kraju, które pod koniec pory suchej pozbawione roślinności przybierają kolory rdzawo-czerwone. Od Paryża w ciągu 11 godzin przelecieliśmy około 8800 km. Powitało nas lotnisko w stylu naszego Okęcia z lat 60-tych i chmara urzędników sprawdzających dokumenty 
i udzielających wiz wjazdowych. Madagaskar w dobrych latach odwiedza rocznie około 700 tys. turystów (maleńki i niedaleki Mauritius ponad 800 tys. ).  Antananarivo – w języku malgaskim Miasto Tysiąca nazwane tak od 1000 wojowników przeznaczonych do jego obrony przez króla Andrianika, za³oæyciela w 1625 roku stolicy kraju obecnie oko³o 1,5 mln mieszkańców, czwartej, 
z powierzchni¹ 587.040 km², wyspy œwiata po Grenlandii, Nowej Gwinei i Borneo. 
Na wschodnim wybrzeżu przeważają niziny, które przechodzą w strome urwiska, centralna część w głównej mierze składa się z wyżyn. Na północy kraju dominują masywy wulkaniczne 
z najwyższym szczytem (wygasły wulkan) Maromokotro 2876 m n.p.m., bardzo nieprzystępnym dojazdowo (kilka dni trzeba by było iść do jego podnóża), stąd też naszym celem stał się drugi co do wielkości na wyspie – Pik Bobby 2658 m n.p.m. Zachodnie wybrzeże obfituje w wiele zatoczek i rozległych równin, pięknych plaż, zaś południe to region płaskowyżów i pustyń. Klimat panuje równikowy, a średnia temperatura w Antananaryvie wynosi od około 15° C w lipcu do około 25° C w lutym, ale stolica leży na wyżynie – bliżej oceanu jest cieplej – a powitała nas ciepłym klimatem, również ze strony uśmiechniętych ludzi, ale też nachalnych ulicznych sprzedawców różnych dziwnych, nie służących niczemu „pamiątek”.
 Po wymianie pieniędzy poczułem się bardzo bogaty, za 200 euro dostałem 570.000 ariarów, za które mogłem kupić około 1,5 tony ryżu, który jest podstawowym składnikiem pożywienia Malgaszów – 150 kg/mieszkańca/rok. Mój „majątek” trochę inaczej zaczął się przedstawiać w zderzeniu z cenami innych niezbędnych produktów np. doskonałego THB – Three Horses Beer (w zależności od miejsca zakupu od 1,5 do 4 tys.), czy wszechobecnego rumu (od 4 do 12 tys./butelka – butelka polskiej żubrówki 68 tys. – nasi górą!), posiłek w lokalnych restauracjach (przydrożne zwane „hoteli”) od 4 tys. Po załatwieniu niezbędnych formalności ruszyliśmy na wschód wyspy, do Lemurs Andasibe Parc National na spotkanie z dżunglą-lasem deszczowym. Jakie było nasze zdziwienie, gdy kraj o równikowym klimacie przywitał nas gradem wielkości dużych orzechów laskowych! Wizyta w dżungli przyniosła niesamowite wrażenia, widoczność na kilka dosłownie metrów, potężna wilgotność powodująca wrażenie (i nie tylko) mokrego całego ciała. Nasz przewodnik znał się chyba na swoim fachu, bo udało się zobaczyć spore grupy lemurów (Wara, Sifaka i największego Indri Indri) a także piękny okaz kameleona Parsonii (około 35-40 cm długości). W nocy dżungla wydaje niesamowite dźwięki – całe szczęście, że nie ma tu dzikich, zagrażających ludziom zwierząt, bo byłoby straszno. 
Izolacja Madagaskaru sprzyjała wykształceniu się wielu gatunków endemicznych, zarówno roślin, jak i zwierząt, np.: żółwi, lemurów, krokodyli, kameleonów, wielu gatunków motyli i ptaków. 
W wodach przybrzeżnych występują ryby z gatunku rozdymkowatych i słynne latimerie - ryby trzonopłetwe, o których sądzono, że wyginęły 70 mln lat temu, stąd nazywane "żywymi skamieniałościami". Pięćdziesiąt tysięcy roślin i 98 % ssaków żyjących na Madagaskarze nie występuje nigdzie indziej na naszej planecie.
Przemieszczanie się pomiędzy miejscowościami przy malgaskim stanie dróg - sieć komunikacyjna jest słabo rozwinięta, drogi są w bardzo złym stanie i w większości 
z nieutwardzoną nawierzchnią, w porze deszczowej z reguły nieprzejezdne, często spotyka się na drogach dzieci, które prowizorycznie łatają dziury w drogach, prosząc jednocześnie przejeżdżających kierowców o datki za wykonaną  „pracę” - dawało niesamowite doznania, wynikające z obserwacji pięknych krajobrazów ale też było, z uwagi na długotrwałość wyjątkowo uciążliwe (przejazd 10-12 godzinny to norma). W kraju funkcjonują dwie linie kolejowe o łącznej długości około 860 km. 
Na jednym etapie mieliśmy dużo szczęścia trafiając na uroczystość famadihana („poruszenie kości”) - wykopania zwłok bliskich, przeniesienia ich do domu, ucztowania i zabawy z nimi oraz ponownego pochówku następnego dnia. Udział nasz z uwagi na brak czasu był symboliczny ale zostaliśmy przyjęci bardzo serdecznie przez rodzinę i znajomych zmarłej kilka lat temu pary małżonków. Kult przodków i związane z nim obrzędy stanowią jeden z ważniejszych elementów kształtujących życie Malgaszy. Śmierć nie jest dla nich końcem istnienia, ale zmianą jego formy. Opuszcza się postać ziemską, by przyjąć bardziej potężną i znaczną postać duchową. Ta transformacja dokonuje się w specjalnej ceremonii, podczas której składa się w ofierze zebu. Zebu – „garbata krowa”, żyje ich tutaj około 10 mln sztuk, posiadanie tego bydła to symbol zamożności. Służy jako środek lokomocji, zabezpieczenie finansowe i nieodłączny składnik lokalnej kuchni a także jak wyżej wspomniałem jako zwierzę ofiarne. Najdroższe osobniki są białe a najtańsze łaciate. Malgasz z plemienia Bara chcąc się ożenić musi ukraść zebu aby zyskać szacunek, pokazać, że jest odważny, wtedy plemię go akceptuje.
W góry wjechaliśmy samochodami 4x4 (fatalna droga i mosty z potężnymi dziurami to norma) ze sprzętem żywnością, przewodnikiem i porterami, których rola polegała na rozstawieniu nam obozowiska oraz przygotowaniu wyżywienia – na wolnym ogniu, ale za to jakiego! Posiłki dwudaniowe z deserem - pyszne, nawet naleśniczki – a wszystko to bez cudownych naczyń czy kuchenek. Akcja górska zakończyła się sukcesem weszliśmy na Pik Bobby (2658 m n.p.m.) drugą górę Madagaskaru położoną w masywie górskim Andringitra. Krajobraz księżycowy widoczny wokół i ze szczytu, bardzo ciekawe formy terenu, niezwykła różnorodność biologiczna (np. około 55 gatunków żab). Góra nie trudna ale trochę dała w kość, bo duża część drogi, to około pół metrowe uskoki, prawie jak bardzo wysokie schody. Zadziwiały skały, które w wyniku erozji wietrznej dawały niesamowite trzymanie dla butów. 
Na nogach pokonaliśmy spory kawałek drogi przemieszczając się od Piku Bobby pod Tsaranoro – Księżniczkę (1910 m n.p.m.), najwyższej na Madagaskarze i drugiej co wysokości w Afryce, 800-metrowej ściany wspinaczkowej, 8A w skali francuskiej, cenionej przez wspinaczy z całego świata. Po drodze mijaliśmy wioski plemienia Betsileo , których domy zbudowane z cegły 
i otynkowane gliną mają dwie kondygnacje i strych. Wejście znajduje się po stronie zachodniej, żeby przodkowie mogli trafić do domu, w którym zawsze mają wyznaczone dla nich miejsce. Parter, to z reguły pomieszczenie dla zwierząt, piętro zajmują dorośli i goście a na strychu dzieci 
i kuchnia, żeby dym z paleniska łatwo opuścił dom. Ściany od wschodu nie mają okien, żeby duchy przodków nie uciekły i pomieszczenia od tej strony są przeznaczane z reguły dla gości – są po prostu chłodniejsze. Wszędzie wzbudzaliśmy duże zainteresowanie jako Vazaha – przybysz (którym tutaj jest z reguły biały), jednocześnie obserwując olbrzymią, otaczającą nas biedę 
i kilkusetletnie zacofanie w odniesieniu do Europy. 
Kolejnym etapem naszej podróży był Parc National Ranomafana gdzie nawiązałem ciekawy dialog ze sprzedawcą biletów, świadczący o „popularności” Polski wśród Malgaszy – Bileter:  Where are you from? Ja:  from Poland; Bileter: a Polska; Ja:  How do you now, Poland is Polska? Bileter: My Best futbool player is Robert Lewandowski! 
Park bardzo zróżnicowany, ciekawe skały i jaskinie – nocne sypialnie lemurów Katta z czarno-białymi, długimi ogonami, aktywne wyłączne w ciągu dnia, żyją w grupach od 5 do 20 osobników. Spotkaliśmy także kameleona, którego dorosła postać nie była większa od mojego małego palca.
Dalsza podróż odbyła się taksi-broussem, bardzo popularnym tutaj środkiem transportu, są to mikrobusy przeznaczone dla 18 osób + kierowca, ale jak jest potrzeba, to może jechać nawet 30 osób, inwentarza żywego i bagażu nie licząc. My tylko dzięki dodatkowo wykupionym miejscom mieliśmy w porównaniu do innych „komfortowe” warunki jazdy. Przemieściliśmy się do dorzecza Tsiribihiny jednej z głównych rzek środkowej części Madagaskaru. Dużym szlakiem wodnym dla plemienia Sakalava (jedyne w kraju, gdzie mężczyźni mogą mieć po kilka żon, a kobiety często smarują twarze specjalną glinką, co ma zapewnić jaśniejszą karnację), którzy używają do transportu łodzi zrobionych z jednego pnia drzewa. Napędem do nich najczęściej są wiosła lub długi drąg, czasami, jak mocniej wieje używany jest prowizoryczny żagiel. Drzewo na taką łódkę-pirogę musi rosnąć co najmniej 50 lat, robi się ją przez około 4 tygodnie, a służy 7-10 lat. My takimi pirogami w ciągu niespełna trzech dni pokonaliśmy około 150 km, pewnym kłopotem na początku była ich stabilność – a cały sprzęt, dokumenty, aparaty z nami - jak się jednak okazało łódki były bardzo stabilne, a my szybko nauczyliśmy się właściwego balansu. Ten etap podróży obfitował w przepiękne krajobrazy, od dużych równin kończących się najczęściej 2-3 m nadrzecznym urwiskiem po wspaniałe i monumentalne, często groźnie wyglądające skalne urwiska. Szczególnie piękne obrazy pozostały w pamięci z widoków tuż przed wschodem słońca lub po jego zachodzie, bo w takich porach również płynęliśmy – dziennie po kilkanaście godzin, śpiąc w namiotach nad brzegami rzeki, przy których spotykaliśmy wielu ludzi wykonujących codzienne czynności, takie jak pranie, mycie, zaopatrzenie w wodę. Prace te wykonywały głównie kobiety i dzieci, mężczyźni wiosłowali lub łowili ryby. Zadziwiało nas, z jakim smakiem pili wodę 
z rzeki koloru od żółtego, przez rudy do brązowego. Nasi wioślarze, podobnie jak porterzy w górach, mimo drobnych sylwetek okazali się świetni w swoim fachu, jednocześnie bardzo sprawnie organizując obozowiska i codzienne posiłki (kotleciki mielone z zebu, czy gotowana kura, która płynęła z nami żywa przez 2 dni – były wyśmienite).
Po rzecznym „wypoczynku” ponownie zawitaliśmy w góry, wapienny masyw w zachodnim Madagaskarze, położony około 60-80 km od zachodniego wybrzeża wyspy, zajmuje powierzchnię 152 tys. ha i zwie się Tsingi de Bemaraha, w lokalnym języku tsingi oznacza „chodzenie na palcach” – tylko tak można chodzić po ostrych skałach, bo takie okazały się te góry, które przez miliony lat w wyniku intensywnych procesów krasowych przekształciły się w wysokie, ostre iglice. Trochę po nich połaziliśmy, z drobnymi elementami wspinaczki i przeciskania się we wspaniale wykształconym labiryncie skał, nasze buty okazały się wystarczającą ochroną dla nóg ale na dłonie trzeba było uważać .
Pozostawiając przepiękne Tsingi pomknęliśmy (średnia ok. 30-40 km/godz.) w kierunku bardzo ciepłego jak się później okazało Oceanu Indyjskiego, naszym 4x4, po drodze pokonując przeprawy wodne przy pomocy dosyć archaicznych, ale sprawnych promów, zahaczając o słynną Aleję Baobabów. Baobaby zwane „drzewami rosnącymi na odwrót” (korzeniami do góry) mogą osiągać do 30 m wysokości, a ich pień może dochodzić do 11 m średnicy. Drzewa te nie wykształcają rocznych słojów, jednak na podstawie badania metodą pomiaru rozkładu izotopu węgla stwierdzono, że mogą żyć nawet dwa tysiące lat. W porze deszczowej gromadzą wodę, 
w pniu potrafią zmagazynować nawet 120 tysięcy litrów, w porze suchej gubią liście. Pod względem zawartości wapnia baobaby dwukrotnie przewyższają mleko. W 100 gramach pulpy znajduje się 300 mg witaminy C, prawie sześciokrotnie więcej niż w pomarańczy.  Malgasze wykorzystują ich liście, nasiona i owoce w celach spożywczych i leczniczych a także jako materiał do wyroby lin, koszy czy pokryć dachowych. Rum z baobabu też jest smaczny . Z 8 gatunków występujących na świecie, 6 gatunków rośnie tylko na Madagaskarze. 
Moja ponad 30 letnia tożsamość zawodowa zaowocowała wizytą w madagaskarskim więzieniu w Morondavie, miejscowości pięknie położonej nad Oceanem Indyjskim, dowodzonym przez płk Claude Alain RAHARISONA. W zakładzie przebywało 500 (w tym 15 z karą dożywocia) osadzonych, dozorowanych przez 34 funkcjonariuszy. Zakład jest podzielony na dwie części administracyjną i przeznaczoną dla osadzonych, oddzielone od siebie murem wysokości około 2,8 m, zwieńczonym kawałkami szkła, podobnie jak mur zewnętrzny, ten jednak jest wyższy 
o około 0,8-1 m. Całości strzegą dwie wieże strażnicze umiejscowione po przekątnej części dla osadzonych, której znaczną powierzchnię zajmuje potężny plac wysypany piaskiem. Około 
1/5  placu jest zadaszone, jako ochrona przed słońcem, poniewaæ w porze dziennej tj. od 7°° do 17³° osadzeni przebywaj¹ na zewn¹trz cel i ca³e wiźzienne æycie odbywa siź na tym w³aœnie placu. W zak³adzie s¹ trzy cele o pojemnoœci do 150 do 180 osób, nie ma w nich æadnych sprzźtów, takich ³óæka, sto³y szafki czy krzesła, śpi się na kamiennej podłodze. Każda cela wyposażona jest w 1-2 osobowy kącik sanitarny niczym nie oddzielony od reszty pomieszczenia. Nie ma specjalnych pomieszczeń dla różnych kategorii skazanych, wszyscy przebywają razem, na tych samych zasadach. Zajęć resocjalizacyjnych nie zauważyłem, jak również możliwości ich prowadzenia. Niektórzy szczęśliwcy są zatrudniani, nieodpłatnie na rzecz administracji do sprzątania, pielęgnacji roślin ozdobnych czy drobnych prac budowlanych. Posiłki wydawane są trzy razy dziennie, ale są to głównie różne wariacje z manioku i kasawy. Jak osadzony ma bogatą i blisko mieszkającą rodzinę, to jego dieta jest bardziej urozmaicona. W części administracyjnej znajduje się budynek ambulatorium, biuro szefa i pokój pracowników biurowych, w którym moje zainteresowanie wzbudziła wielka, stojąca miara, okazało się, że jest to narzędzie służące do mierzenia pensjonariuszy, którzy nie mają żadnych dokumentów i dodatkowo po ich zważeniu, administracja wydaje im prowizoryczne, często pierwsze dokumenty. Przykładowe kary: 20 lat za kradzież zebu, 30 za zabójstwo, z tym że ukarany za kradzież, po roku odsiadki może się wykupić od dalszej, jeśli ma za co. Myślę, że przejęcie niektórych rozwiązań malgaskiej „penitencjarystyki”, zdecydowanie poprawiłoby kondycję finansową naszego więziennictwa . 
Nasza wizyta na „czerwonej wyspie” zakończyła się prawie trzydniową labą nad oceanem, pięknymi plażami i klimatycznymi, ze wspaniałym jedzeniem (krewetki były niespotykanie wielkie!) nadbrzeżnymi knajpkami. Po małym horrorze, (i dodatkowych dwóch ponadplanowych nocach na wyspie) zafundowanym nam przez tutejsze linie lotnicze, szczęśliwie pożegnaliśmy tą piękną, bezpieczną i przyjazną wyspę, z bardzo sympatycznymi i otwartymi ludźmi, jednak bardzo biedną i zacofaną, przy małej wierze Malgaszy w możliwość zmian, właściwie bez perspektyw na poprawę ich bytu i rozwój cywilizacyjny.
Wspaniałym zakończeniem tej niezapomnianej wyprawy był widok z lotu „wielkiego ptaka” najwyższej góry Afryki – Kilimandżaro i po 21 dniach niezapomnianej przygody, wylądowaliśmy, na szczęście na nowym Okęciu.
Po Madagaskarze wędrowałem z Anią - podróżnikiem, wspinaczem i przewodnikiem w jednym, Mirkiem - menedżerem z sukcesami zawodowymi i Krzysiem – profesorem politechniki 
z ogromną, jak na profesora przystało wiedzą. Dziękuję im za wspaniałe towarzystwo . Wszyscy jesteśmy członkami Klubu Annapurna.