21-01: SAMOLOT KAZACHSKIEJ LINI WYLADOWAL NA LODZIE ANTARKTYDY. JESZCZE TYLKO ZEBY WYSTARTOWAL NA LODZIE
20-01: WIATR CORAZ WIEKSZY, NIE DA SIE CHODZIC. CIEKAWE CZY NAMIOTY WYTRZYMAJA...
19-01: DZIS CZEKAMY NA LOT. SPOTKALISMY RAFALA SZEPANIKA KTORY BYL NA BIEGUNIE ORAZ POTOMKOW SHAKELTONA I SCOTA KTORZY SZLI 66 DNI SLADEM PRZOD
18-01: DZIS ZESZLISMY Z OSTATNIEGO OBOZU DO BAZY NO I DOLECIELISMY DO PATRIOT HILS GDZIE CZEKAMY NA LOT DO AMERYKI. BARDZO WIEJE
17-01: SZCZYT ZDOBYTY PO JAKIS 7 GODZINACH PODEJSCIA. NIGDZIE SIE TAK NIE SPOCILEM.
16-01: PO MECZACYM PODEJSIU PO PORECZOWKACH JESTESMY W HIGH CAMP I MAMY NADZIEJE JUTRO ZAATAKOWAC
14-01: Dzi¶ doszli¶my do Low camp z Saniami 2800m. Pogoda Lampa
12-01: dolecieli¶my do Patriot Hills i do bazy pod Vinsonem
11-01: Tak naprawde to mielismy juz wczoraj czyli 10 stycznia wyleciec do na Antarktyde do bazy Patriot Hills, ale codziennie rano dowiadujemy sie ze pogoda jest zla silny wiatr itd itp i ze w zwiaku z tym lot jest odwolany a nastepny telefon jutro. Wiec czekamy
Ale tak naprawde wszystko zaczelo sie od choroby. bol gardla, goraczka, itd. Zapodalismy sobie anybiotyk i witaminy z zenszeniem po ktorych mocz jest bardzo jasny. No i oczywiscie nie przyznajemy sie ze chorujemy bo by nas jeszcze do samolotu nie wpuscili
Dzien przed planowanym wylotem przyszedl do naszego hotelu przedstawiciel agencji i kazazl nam pokazyac sprzet czy jest dobry zgodnie z dluga lista. Okazalo sie ze mimo nie pelnej zgodnosci sprzet mamy ok ale nie mamy plastikowych butelek ktore wg niego sa niezbedne do sikania, wiec musielismy je zakupic.
Mieszkamy w malym hoteliku
´¨Bustamate¨ przerobionym ze starego chilijskiego domu z 1920 roku. Mieszkamy w bezposrdenim sasiedztwie portu blisko plazy, prawie przy samej ciesninie Magellana. Dzisiaj niedziela wiec poszlismy do kosciola. Msza w kosciele byla po hiszpansku ale za to grali na gitarze.
Wczoraj spotakalismy Martyne ktora wrocila z Antarktydy. Wlasnie kupowala prezent dla przyjaciolki przed powrotem do kraju. Wreszcie mogla z kims porozmawiac po polsku bo byla uczestniczka niemieckiej wyprawy. Powiedziala ze bylo ciezko bo byli strasznie zalamanie pogody i musiala duzo nosic.
Zgodzila sie nam przekazac telefon satelitarny.
Jadamy w znakomitej restauracji z poczatku wieku na samym placu Indempendecia w samym centrum miasta. Ale podczas sniadan kradniemy szynke i ser z sasiednich stolow ale i tak wszystko spada na Zydow. Bo my nie dalismy sie zlapac a oni tak. Poniewaz jest limit szynki i sera po 2 cieniutkie plasterki.
To byl pierwszy odcinek a ciag
dalszy nastapi
Hasta la vista