Dolecielismy szczesliwie na Papue. I stamtad mielismy poleciec misyjna linia lotnicza do beogi jak to bylo planowane. Ze wzgledu na to ze trwaly tam walki plemienne zmienilismy plany i za rada misjonarzy polecielismy do Sugapy gdzie mial byc pokoj i nie buntujacy sie tragarze. Po wyladowaniu zobaczywszy nagich ludzi lub prawie nagich i bardzo oryginalnie wystrojonych wszyscy rzucili sie do robienia zdjec. Oni rzucili sie na nas i powiedzieli ze zadnego tragarza nie bedzie. Po 2 godzinach przeprosin zgodzili sie jedank pojsc. W ciagu jednego dnia mielismy dojsc do Pugapy, zajelo nam to jednak 3 dni. I mimo tego ze zamiast przedzierac sie przez dzungle szlismy niby sciezka miedzy wioskami to lekko nie bylo. Po dotarciu do Pugapy dotychczasowi tragarze uciekli. Okazalo sie ze trwaja wszedzie wojny plemienne i ze zginelo ostatniej nocy 5 osob. I ze nikt z nami nigdzie nie pojdzie bo jak zostawia wioske bez ochrony to wioska zginie. Dosyc zalamani ta sytuacja czekalismy. W koncu doszlismy do wniosku ze trzeba sie wrocic do miejsca gdzie wyladowalismy, zeby sprobowac pierwotna droga. Okazalo sie ze powrot tez nie jest mozliwy, bo tam tez wybuchly walki. Zostalismy odcieci.. W koncu tragarze zgodzili sie pojsc z nami do kopalni zlota Grassberg. Ktora znajduje sie co prawda pod nasza gora, ale nie wydaje zgody na wejscie na swoj teren. Grassberg- najbogatsza i najwieksza na swiecie kopalnia zlota i miedzi. Nie wpuszcza z zasady wspianaczy na swoj teren bo po pierwsze duzo bardziej oplaca im sie kopanie zlota, a po drugie nie chce aby w gazetach ukazywaly sie zdjecia katastrofy ekologicznej ktora ma tam miejsce. My jednak nie mielismy wyjscia, a po drugie liczylismy na to ze uda sie nam znalezc przejscie przed koplania do bazy. Po 4 dniach wedrowki w deszczu i bagnie naszym oczom ukazala sie droga jezdna. A wiec jednak kopalnia. Proby szukania skrotu nie udaly sie. Ochrona zapewne wywali nas skad przyszlismy. Zdarzyl sie jednak cud. Ochrona za wcale niemala oplate przemycila nas w miejsce gdzie laduja helikoptery pod Carstenszem, tzw. Zebra Wall. Udalo sie. Docieramy do bazy Kolejnej nocy od razu decydujemy sie na wejscie szczytowe. Cala droga ubezpieczona jest poreczowkami, ale tez caly czas trzeba sie wspinac. Trudnosci glownie 3i4. Miejsca piatkowe. W koncu docieramy do najtrudniejszego miejsca na trasie uskoku grani o wycenie siodmkowej. W tej chwili jednak miejsce to omija sie 20m mostem linoywm ktorego pokonanie dostracza wielu osobom ogromnych trudnosci. Jeszcze kilka trudnych i eksponowanych miejsc na grani i w pieknej pogodzie stajemy na szczycie gdzie spedzamy okolo godziny czasu. Powrot zjazdami. Szczyt zdobyty ale co dalej. Nie mam tragarzy i bardzo boimy sie zejscia do Beogi ciezkimi bagazami przez bardzo stroma dzungle. Decydujemy sie na dosyc desperacki krok proby przejscia przez kopalnie. Wchodzimy na jej teren przez 1,5 godziny marszu nikt nas nie zatrzymuje. Wkolo jezdza najwieksze na swiecie ciezarowki, krajobraz ksiezycowy. W koncu dochodzimy do biur i jakims cudem lapiemy autobus z robotnikami na dol. On jednak reflektuje sie i wzywa ochrone. Nie pomagaja prosby i blagania. Z powrotem pod Zebra Wall. Probujemy dzwonic do kierownictwa. Odpowiedz jest jedna. Wracac przez dzungle. Dodatkowym problemem jest to ze bylismy przygotowani na duzo krotsza trase, wiec skonczylo sie nam jedznie wiec tym bardziej nie mamy jak wrocic pieszo. Wladze kopalni zdecydowanie odmawiaja przejscia przez swoj teren. Prosmy o pomoc Ambasade Polska, ktora obiecuje naciskac firme Freeport. Po 3 dniach bez jedzenia stwierdzamy ze moze poinformowanie prasy o naszej sytuacji cos pomoze, nie mozemy sie jednak dogadac co do tresci depeszy. Po 3 dniach kopalnia przysyla lekarza i racje zywnosciowe dla pracownikow. Tak wiec z glodu juz nie umrzemy, wiec mowia teraz mozecie wracac. My jednak tkwimy nadal. Po 5 dniach dzwonimy do polskiej ambasady i dowiadujemy sie ze dostalismy zgode od dyrekcji firmy matki w Luizjanie. Miejscowe wladze nadal odmawiaja. Probujemy wyslac helikopter, ale wladze kopalni odmawiaja zgody na przelot. Sytuacja robi sie bardzo napieta. Postanawiamy wejsc na teren kopalni i manifestowac. Po jakims czasie przyjezdza szef ochrony i mowi ze zostaniemy zwiezieni na dol. Co udaje sie osmego dnia pobytu. Przez sama kopalnie musimy pokonac okolo 160 km, w tym czesc samochodami, czesc kolejka linowa. W koncu docieramy do hotelu Sheraton w Timice i tak powoli konczy sie wyprawa. Specjalnie podziekowania: Petr Jahoda, Tomek Kobielski, Ambasada Polska w Jakarcie
Piramida Carstensz Zdobyta !!!
12-12-2007